Wolontariaty zagraniczne stanowią coraz bardziej popularną alternatywę dla ludzi pragnących poznawać świat i zyskiwać nowe doświadczenia. Czy może bowiem być coś lepszego niż przeżycie przygody życia połączonej jednocześnie z pomaganiem innym? Jak się jednak okazuje, rosnąca komercjalizacja zjawiska sprawia, że czasem wolontariaty mogą przynosić więcej szkody niż pożytku.
Po wpisaniu w wyszukiwarkę internetową hasła „wolontariat za granicą“, pojawiają się przed nami witryny różnych operatorów i możliwości wielu wyjazdów. Wydają się do siebie podobne: wszystkie umożliwiają podróż do odległych krajów i pracę na rzecz lokalnej społeczności lub środowiska. Przeglądając morze ofert, trudno na pierwszy rzut oka zauważyć znaczące różnice między nimi.
Wolontariat za granicą kojarzył się dawniej z wielomiesięcznym poświęceniem i pracą, które nie do końca wydawały się iść w parze ze zwiedzaniem odwiedzanych krajów. Organizowany przez renomowane organizacje zajmujące się pomocą rozwojową czy humanitarną, nie oferował szerokiego wyboru kierunków wyjazdu. Projekty charakteryzowała za to drobiazgowa rekrutacja, obowiązkowe szkolenia przedwyjazdowe oraz badanie motywacji wolontariuszy. Samo zgłoszenie chęci wyjazdu nie gwarantowało jego powodzenia.
Naprzeciw „przeszkodom” wyszła nowa, bardziej skomercjalizowana gałąź wolontariatów, nazywana też wolonturystyką. Umożliwia ona poznanie dalekiego kraju (zazwyczaj kraju globalnego Południa) zarówno pod kątem turystycznym, jak i poprzez pracę wolontariacką. Taka forma spędzania wakacji zyskała na popularności jako ciekawa alternatywa dla turystycznego podróżowania. Jak zauważa socjolożka i antropolożka kultury Anna Horolets w tekście pt. „Nie jestem turystą”, coraz bardziej niechętnie podchodzimy do bycia typowym „turystami”, a aspirujemy do bycia „podróżnikami”: Turystyka „bezprzymiotnikowa” jest praktyką „niską” – masową, zagrażającą, niestylową. Natomiast dodanie przymiotników takich jak „zrównoważona”, „odpowiedzialna”, „fair trade”, „ekologiczna”, „slow”, „etniczna”, „alternatywna” czy „niszowa” sygnalizują dystynkcję.
Czy wolonturystykę można ująć w powyższym rozróżnieniu? Zapewne tak, choć za wyborem tej konkretnej formy podróżowania stoi często jeszcze jeden powód – poczucie tzw. „geographies of responsibility” (w wolnym tłumaczeniu: odpowiedzialność wynikająca z miejsca urodzenia). Jest to potrzeba pomagania innym uwarunkowana przeświadczeniem, że pochodząc z bardziej uprzywilejowanych regionów świata, jesteśmy poniekąd zobowiązani do pomocy wobec mniej uprzywilejowanych. Wolonturystą może więc zostać każdy – bez względu na doświadczenie czy kompetencje. Pełna dowolność w wyborze kraju, długości pobytu i rodzaju wykonywanej na miejscu pracy sprawia, że jedyne co dzieli potencjalnego wolontariusza od wyjazdu, to jego ostateczna decyzja. Może jechać samodzielnie, znajdując z wyprzedzeniem lub na miejscu organizację, w której chce popracować, a może też skorzystać z usług pośrednika, co wiąże się zapłatą. Niczym w biurze podróży.
Z tej nowej formy spędzania wakacji rocznie korzysta nawet kilka milionów osób. Czy tak olbrzymi popyt i rosnąca komercjalizacja faktycznie może nieść realną i rzetelną pomoc? Jak się okazuje – niekoniecznie. Co gorsza, bardzo łatwo może okazać się wręcz szkodliwa. Od kilku lat wolonturystyka jest szeroko krytykowana przez organizacje zajmujące się pomocą humanitarną, pomocą dzieciom oraz zrównoważonym rozwojem. Jak się okazuje, nie bez powodu.
Ciemne oblicza pomagania
Jedną z najbardziej popularnych form wakacyjnego wolontariatu jest praca z dziećmi w sierocińcach. Zainteresowanie wrażliwych turystów pomaganiem (połączonym z hojnymi datkami) zaowocowało olbrzymim popytem na tego typu wyjazdy. Popyt ten był jednak tak wielki, że w niektórych destynacjach przerósł zapotrzebowanie, co zaowocowało przerażającymi i niespodziewanymi konsekwencjami.
Aby wypełnić intratny „rynek” w niektórych krajach globalnego Południa zaczęły powstawać nowe sierocińce. Placówki te nie przypadkiem pojawiały w miejscach typowo turystycznych i od razu otwierały swoje drzwi na zagranicznych wolontariuszy i turystów. Co najgorsze jednak, ze względu na fakt, że w pewnym momencie „nie starczyło” sierot, w sierocińcach znalazły się głównie (!) dzieci, które mają przynajmniej jednego rodzica, krewnych, dom. Zjawisko to, o którym szerzej piszemy w osobnym tekście, nazywane jest biznesem sierocym (ang. orphan business). W jego efekcie, dzieci stają się bardziej ofiarami niż beneficjentami pomocy, a wszystko to po to, aby żerować na dobroczynności, współczuciu i pieniądzach odwiedzających.
Operatorzy wolonturystyki krytykowani są jednak nie tylko za prowadzone projekty związane z pracą z dziećmi. Zastrzeżenia pojawiają się również wobec innych projektów, które skutkują np. zwiększonym bezrobociem czy też rosnącym poczuciem zależności lokalnych społeczności od przyjezdnych.
Budowanie czy renowacja szkół wydaje się wielu fantastyczną formą pomocy, jednak zazwyczaj wolontariusze mimo najlepszych chęci, okazują się nie mieć odpowiednich kompetencji budowlanych, a ich praca bywa nieskuteczna. Empatyczni aktywiści często nie zdają sobie sprawy z tego, że wykonując tego typu prace odbierają jednocześnie możliwość zarobku lokalnej społeczności, przyczyniając się często do pogłębiania jej problemów. Znanych też jest wiele przypadków tego, że praca wolontariuszy bywa po nich poprawiana za ich plecami lub nawet niszczona tylko dlatego, że wkrótce po nich ma przyjechać kolejna grupa entuzjastów, mających wykonywać to samo zadanie. De facto stają się więc oni ofiarami oszustwa, a ich ciężka praca idzie zupełnie na marne.
Choć wolontariaty medyczne wydają się być słuszną metodą niesienia pomocy, w relacjach wolontariuszy bardzo często można dostrzec, że mimo braku jakiejkolwiek wiedzy medycznej czy doświadczenia, bywają oni dopuszczani np. do odbierania porodów, wydawania leków, stawiania diagnoz czy nawet uczestnictwa w operacjach chirurgicznych. Specjaliści alarmują, że wolontariusze doprowadzają do szeregu poważnych komplikacji zdrowotnych. Pojawia się tu pytanie, czemu ma służyć niesiona „pomoc medyczna”. Przeżyciu przygody życia przez wolontariusza, czy niesieniu pomocy pacjentom w bezpieczny i godny dla nich sposób?
Wolontariusze bywają świetnym źródłem dochodu nie tylko dla ich organizatorów, ale i organizacji przyjmujących. Zyskując darmową, zmieniającą się co chwila siłę roboczą można bowiem bez przeszkód prowadzić niekiedy mętną działalność. Tak też bywa w przypadkach popularnej opieki nad dzikimi zwierzętami. Wolontariusze ciężko pracują w ośrodkach, które mają zajmować się ochroną np. lwów, podczas gdy te są de facto farmami hodującymi te zwierzęta na odstrzał myśliwych. Więcej o tego typu smutnych przykładach żerowania na intencjach i niewiedzy wolontariuszy można przeczytać w naszym tekście.
Wolontariat? Kup teraz!
Mogłoby się wydawać, że aby uniknąć trafienia do szkodliwego ośrodka, najlepiej byłoby skorzystać z pomocy kogoś doświadczonego. Na przykład firmy czy też tzw. organizacji pośredniczącej. Czy aby na pewno? Jak one działają?
Organizacje, czy też firmy pośredniczące oferują kompleksową obsługę i przygotowanie wyjazdu na wolontariat – od przyjęcia zgłoszenia na wyjazd i dopasowanie terminu, po znalezienie „sprawdzonej” organizacji przyjmującej w wybranym przez wolontariusza kraju i terminie. Ta dowolność i swoboda jednak mają swoją cenę – niekiedy dość wysoką. Choć w pierwszej chwili płacenie za wyjazd na wolontariat wydaje się niektórym dziwne, wielu potencjalnych chętnych szybko zostaje przekonanych argumentem, że przecież pobyt na miejscu kosztuje i trudno, aby koszty te miał ponosić np. sierociniec. Przedział cenowy jest dosyć szeroki, jednak ceny za wyjazd potrafią sięgać do nawet 8000 zł za tygodniowy pobyt i to bez wliczania kosztu biletu lotniczego i szczepień! Jak zapewniają operatorzy, pewna część tych pieniędzy jest przekazywana na rzecz organizacji przyjmującej, jednak często kwoty te nie są wręcz śmiesznie niskie – czasem jest to raptem 10$ za tydzień. Cała oferta jest jednak okraszona zapewnieniami o bezpieczeństwie wolontariuszy i gwarancją zadowolenia ze względu na wieloletnie doświadczenie pośrednika we współpracy z organizacjami przyjmującymi. Na stronach z ofertami znajdziemy dziesiątki zachęcających zdjęć uśmiechniętych wolontariuszy z dziećmi z różnych zakątków świata oraz zapewnieniami tego, jak niewiele trzeba aby pomóc.
Jak zatem można zauważyć, wolontariusz stał się klientem, któremu przedstawiany jest wachlarz płatnych ofert do wyboru. Może dowolnie wybrać kierunek, rodzaj projektu oraz czas trwania przygody wolontaryjnej; wszystko oczywiście za określoną cenę, ale za to bez względu na kompetencje. Wielu wolontariuszy nie ma świadomości, że zostaje postawiona w roli intratnego źródła zysku co powoduje, że od teraz to ich potrzeby i zadowolenie z wyjazdu są stawiane na pierwszym miejscu. Nie zaś potrzeby lokalnej społeczności, której chcą pomagać.
Wysyłając nawet dziesiątki tysięcy wolontariuszy na setki projektów rocznie, trudno zachować jakąkolwiek kontrolę jakości. Niestety, udowodniono wiele przypadków, w których to często ci najwięksi, „najbardziej zaufani” i popularni operatorzy wysyłali (i dalej wysyłają) wolontariuszy do skorumpowanych i szkodliwych instytucji, takich jak właśnie niektóre sierocińce. W efekcie pełni dobrych intencji wolontariusze przekonani, że zapłacili za bezpieczny i odpowiedzialny wolontariat, przyczyniają się do pogłębiania problemów społecznych i wyzysku w krajach, do których przyjechali.
Jest to często zamknięte koło: firmy wysyłając wolontariuszy do placówek, nie informują ich o tym jak powinny prawidłowo funkcjonować domy dziecka i jakie nieprawidłowości powinny zostać zgłoszone. Z kolei wolontariusze stykając się z często szokującymi warunkami na miejscu, przyjmują, że widać są one „normalne“. Skoro zostali przysłani do tego ośrodka, to na pewno został on zweryfikowany i sprawdzony przez operatora.
Istnieje też druga strona medalu – organizacje przyjmujące niekiedy zmagają się z wolontariuszami, którzy mają szkodliwy wpływ na projekt. Mają jednak problem z ich usunięciem albowiem ci zapłacili za swój pobyt i nie bardzo jest możliwość wcześniejszego podziękowania im za współpracę. Czy aby na pewno tak powinny wyglądać relacje organizacja – wolontariusz?
Wysokie ceny wyjazdów i bardzo szeroka oferta, dostępna właściwie dla każdego „od ręki“ – te cechy powinny wzbudzić pierwsze podejrzenia, co do tego, na ile dana organizacja (czy też firma) kieruje się własnym zyskiem, a na ile jakością niesionej pomocy. Oferując wolontariaty operatorzy powinni brać też większą odpowiedzialność: zarówno przed wolontariuszami (za to, do jakiej organizacji ich wyślą), jak i przed organizacjami przyjmującymi (za to, kogo im dadzą do pracy).
Narracja operatorów wakacyjnych wolontariatów jest szkodliwa i nieetyczna z jeszcze jednego powodu. Sprawia bowiem wrażenie, że niesienie pomocy jest banalnie proste – wystarczy mieć dobre intencje, mówić po angielsku i kupić odpowiedni pakiet wycieczki. Stawia też niekiedy lokalnych beneficjentów nie w roli partnerów projektu, a w postaci bezradnych i niewyedukowanych biedaków, którym wolontariusz z łatwością może pomóc.
Zmiany w wolontariatach zagranicznych
Od czasu opublikowania wstrząsających raportów wielu międzynarodowych organizacji (w tym UNICEF), organizatorzy wakacyjnych wolontariatów są szeroko krytykowani przez media, działaczy na rzecz pomocy dzieciom oraz wielu byłych wolonturystów. Samo wpisanie w wyszukiwarki internetowe haseł „voluntourism” czy „volunteer abroad, negative reviews” otwiera przed nami morze informacji i negatywnych opinii dotyczących tej formy pomagania.
Wielu międzynarodowych operatorów wolonturystyki zareagowało na tę falę niechęci. Zmodyfikowało swoje oferty, powołało specjalnych pracowników mających stać na straży „odpowiedzialnego” doboru organizacji do współpracy, itp. Czy faktycznie wiele się zmieniło? Niestety często zmiany te są jedynie pozorne, aby zaprezentować swoje usługi w lepszym świetle i dalej sprzedawać je po wysokich cenach. Wiele popularnych organizacji wprowadza pozornie złożony proces rekrutacji czy szkoleń dla wolontariuszy, choć de facto uiszczenie „opłaty rejestracyjnej” jest równe z byciem zakwalifikowanym (chyba, że nie przedstawi się zaświadczenia o niekaralności). Nasilona od 2012 roku, wieloletnia krytyka wolontariatów w sierocińcach zaowocowała w końcu tym, że od 2017 kilku liderów wśród operatorów zaczęło wycofywać wolontariaty w domach dziecka ze swoich ofert. Ciężko jednak ocenić, na ile stało się to pod naciskiem miażdżącej krytyki i problemów wizerunkowych, a na ile ze względu na nagłe dostrzeżenie problemu, który napędzali przez lata. Oferty zagranicznych wolontariatów podlegają nieustannym przemianom, których trzeba być świadomym. Z jednej strony pojawia się coraz więcej odpowiedzialnych projektów wolonturystycznych, z drugiej zaś można natrafić na dość niskiej jakości wolontariaty zagraniczne, które teoretycznie powinny cechować się wyższą skutecznością. Pojawiają się też organizacje zajmujące się odpowiedzialną turystyką, które oferują swoje wsparcie operatorom wolonturystyki, aby pomóc im we wprowadzaniu bardziej etycznych rozwiązań.
Warto zauważyć, że termin „wolonturystyka” jest terminem sztucznym, powstałym do (często krytycznego) opisu zjawiska płatnego wakacyjnego wolontariatu zagranicznego. Stąd też większość operatorów wolonturystyki nie używa go w swoich ofertach. Pozostają oni przy takich sformułowaniach jak „wolontariat za granicą”, które są bardziej powszechne i wzbudzają lepsze skojarzenia.
Świadomi dynamiki zmian wyjazdów wolonturystycznych, wolontariackich i związanych z nimi płynnych pojęć, używamy w artykułach zawartych na tej stronie zamiennie słów „wolontariat” i „wolonturystyka”. Mamy nadzieję, że z czasem zaniknie rozróżnienie na „złą” wolonturystykę i „dobre” wolontariaty zagraniczne, na rzecz zróżnicowanych, etycznych i sensownie prowadzonych działań z udziałem zagranicznych wolontariuszy. To, jakim dalszym przemianom będzie podlegać wolonturystyka, zależy bowiem w głównej mierze od potencjalnych wolontariuszy. Od ich wiedzy na temat problematyki globalnego Południa, zagrożeń jakie może nieść wolonturystyka, a przede wszystkim od wymogów natury etycznej, jakie wolontariusze będą (miejmy nadzieję) stawiać jej operatorom. Tym właśnie osobom, dedykujemy tę stronę internetową.
Opr. Alicja Kosińska
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Unported.
Chcesz być na bieżąco? Znajdź nas na Facebooku! 